Wielki piątek jest dniem smutku i żałoby. Przyszedł na ziemię Syn Boży, "leczył wszystkie choroby i słabości" synów ludzkich; tłumy zdumiewały się, widząc, że "niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą"; w niedzielę palmową rzesze na Jego widok wołały pełne entuzjazmu hosanna, aby zaledwie w kilka dni potem ochrypłymi głosami wołać: "Na krzyż z Nim!", "Krew Jego na nas i na dzieci nasze". Każda śmierć jest tragedią, cóż dopiero śmierć Syna Bożego, zamordowanego przez tych, dla których zbawienia tak wiele uczynił. Zbrodnia była tak straszliwą i jedyną, że nawet martwa przyroda została nią wstrząśnięta: "Słońce się zaćmiło", zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać, groby się otworzyły i wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało.
Wielki piątek to jednak dzień także wielkiej radości i zwycięstwa. Dokonało się przecież od tysięcy lat zapowiadane zbawienie rodzaju ludzkiego; wielkie pojednanie Boga z rodzajem ludzkim, nieba z ziemią; dzień powszechnego przebaczenia. Tego dnia Bóg darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny... To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Na tajemnicę Wielkiego Piątku należy patrzeć poprzez brzask poranka Wielkiej Nocy. Te dwa dni stanowią całość, są świadectwem najwymowniejszym, że to nie zło jest wieczne — ale dobro; śmierć jest ostatecznie zwyciężona przez życie, fałsz — przez prawdę, noc — przez dzień.

Aresztowanie Pana Jezusa według relacji świadków naocznych dokonało się około godziny 12 w nocy. Oprawcy, złożeni ze służby świątynnej, a także z oddziału żołnierzy rzymskich, zawiedli Chrystusa do pałacu Annasza i Kajfasza, aby tam nad Nim odbyć sąd. Droga z Getsemani do miasta wiodła wyboistymi ścieżkami.  Zanim zbudzono członków najwyższej rady żydowskiej (sanhedryn), Pana Jezusa przyprowadzono przed Annasza. To tam Chrystus otrzymał policzek od sługi arcykapłana. Sąd, jaki odbył się przed Kajfaszem i sanhedrynem, był nieformalny. Chodziło jedynie o nasycenie oczu radością, że wreszcie śmiertelny wróg znalazł się w ręku sanhedrynu oraz o ustalenie szczegółów postępowania z Chrystusem. Był przepis, że wystarczyło zeznanie dwóch świadków, aby wydać wyrok na skazańca. W pośpiechu umówieni świadkowie nie zdołali jednak w szczegółach uzgodnić swojego oskarżenia. Dlatego zaistniała pomiędzy ich zeznaniami różnica. Kajfasz uciekł się więc do wybiegu, aby wymusić na samym oskarżonym, by dał wystarczający powód do oskarżenia. Zadał więc Panu Jezusowi pytanie: "Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?". Kiedy zaś Pan Jezus dał odpowiedź potwierdzającą, wtedy arcykapłan zawołał pełen oburzenia: "Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?" Oni odpowiedzieli: "Winien jest śmierci".
Po odbytej naradzie sanhedrynu jego członkowie rozeszli się. Pana Jezusa oddano na pastwę sług świątyni i straży. Dla przypodobania się swoim panom, na ich oczach znęcali się nad Chrystusem, bijąc Go i policzkując, plując na Niego na znak pogardy. Potem odprowadzono Pana Jezusa do więzienia — piwnicy, gdzie w dalszym ciągu znęcano się nad Nim.
Około godziny szóstej rano odbyło się drugie posiedzenie sanhedrynu. Chodziło o zatwierdzenie wyroku, jaki najwyższa rada wydała na Chrystusa w nocy. Wszelkie wyroki nocne były bowiem na mocy prawa żydowskiego nieważne. Ustalono również, jak zachować się przed Piłatem i jak go zmusić do zatwierdzenia wyroku śmierci. Wyroki śmierci, wydane przez sanhedryn, Rzymianie, okupujący wówczas Ziemię Świętą, zastrzegli sobie do zatwierdzenia.

W tym także czasie Judasz po skazaniu Pana Jezusa na śmierć oddał kapłanom otrzymane srebrniki i powiesił się. Okazało się bowiem, że się przeliczył. Był przekonany, że Chrystus wymknie się z rąk swoich oprawców, jak to czynił wiele razy dotąd. Kiedy spostrzegł jednak, że Pan Jezus pozwolił obchodzić się ze sobą, jakby był zupełnie wobec swoich wrogów bezwolny; kiedy ponadto dowiedział się o skazującym wyroku — wpadł w rozpacz, oddał kapłanom srebrniki i powiesił się. Święty Piotr w Dziejach Apostolskich poda nam bliższe szczegóły: "spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności".
Piłat rządził przez 10 lat (23–33). Nienawidził on Żydów i niejeden raz dał im to odczuć. Urzędował stale w Cezarei Palestyńskiej, a tylko na święta żydowskie i okazyjnie przybywał do Jerozolimy. Zamieszkiwał wówczas w zamku-twierdzy Antonia, tuż przy świątyni, gdzie mieścił się silny garnizon rzymski, dla pilnowania porządku i dla zapobieżenia buntom. O Piłacie pisze wiele historyk żydowski, żyjący w czasach apostolskich, Józef Flawiusz. Piłat był sceptykiem, jak świadczą jego własne słowa, wypowiedziane do Pana Jezusa: "Cóż to jest prawda?" Jednak do osoby Chrystusa odnosił się bez uprzedzeń — wręcz czynił wszystko, co mógł, aby Go ocalić z rąk Żydów. Jednak okazał się na tyle niezręczny, że nie tylko nie uwolnił Pana Jezusa, ale przyczynił Mu jeszcze więcej cierpień przez swoje niezdecydowanie. Przyczyną zaś był lęk, by go nie oskarżono przed cesarzem, że sprzyja buntownikom. Tak więc dla ratowania własnej skóry, wydał Żydom Pana Jezusa, chociaż wiedział, że arcykapłani wydali Go przez zawiść, i chociaż publicznie jeszcze przy podpisywaniu wyroku śmierci wołał: "Nie jestem winien krwi tego Sprawiedliwego".
Zanim Piłat skazał Pana Jezusa na śmierć krzyżową, przedtem usiłował Go wymienić na mordercę, Barabasza. Był to dla Pana Jezusa moment moralnie bardzo upokarzający: zrównanie Go ze zbrodniarzem, mordercą. Jeszcze haniebniejsze daje ten epizod świadectwo sanhedrynowi, że wybrał Barabasza, a na pytanie Piłata: "Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?" — oni jeszcze głośniej krzyczeli: "Na krzyż z Nim".

Również z winy Piłata Jezus był biczowany i koronowany cierniem. Do mąk fizycznych dołączył w ten sposób poniewierkę moralną, oddając Chrystusa na pastwę rozbestwionych żołdaków rzymskich. Przepisy żydowskie zezwalały jedynie na 39 uderzeń. Prawo rzymskie dawało swobodę bicia aż do zmęczenia ofiary.
Odległość na Golgotę mogła wynosić około jednego kilometra. Była jednak dla Pana Jezusa niezmiernie uciążliwa, gdyż Chrystus był całkowicie wyczerpany: konaniem w Ogrójcu i dotąd poniesionymi mękami. Nie dziw przeto, że upadł pod krzyżem i że musiano szukać kogoś, kto by Go zastąpił, by w drodze nie padł oprawcom i zbirom, chciwym Jego największej hańby — śmierci na krzyżu. Śmierć krzyżowa była bowiem uważana za najhaniebniejszą. Była też najbardziej wyrafinowaną. Nie naruszała bowiem żadnej części ciała, a jednak skazany męczył się całe godziny i dusił się. 
Ukrzyżowanie Pana Jezusa miało miejsce około południa, agonia trwała około trzy godziny (od 12 do 15). Około godziny 17 odbył się pogrzeb. Żydzi byliby radzi, aby ciało Pana Jezusa zostało zasypane kupą gruzów, by nie było po Nim śladu. Jednak uczniowie Pana Jezusa uprzedzili zamierzenia wrogów, przerażonych wypadkami, jakie działy się bezpośrednio przy śmierci Pana Jezusa, wymogli na Piłacie zwrot ciała i złożyli je w grobie, który opodal przygotował dla siebie Józef z Arymatei. Podejrzewając, że chodzi w tym wypadku o akcję ze strony uczniów, aby rozgłaszać fakt zapowiedzianego przez Pana Jezusa Jego zmartwychwstania, Żydzi wystarali się w swojej zapobiegliwości, że Piłat nakazał przy grobie postawić straż, a sam grób opieczętować, by się nikt nie ważył go otworzyć.

Materiały i więcej o zwyczajach i historii na stronie brewiarz.pl.

Celebracjom Wielkiego Piątku przewodniczył ksiądz Maciej Kopczyński SCJ.